Główna zawartość
Kurs: Finanse i rynki kapitałowe > Rozdział 3
Lekcja 1: Podstawy inflacjiIndeks CPI
The consumer price index (CPI) is a measure used to calculation inflation. Learn about how the CPI is calculated, what it measures, and how it is used to track inflation in this video. Stworzone przez: Sal Khan.
Chcesz dołączyć do dyskusji?
Na razie brak głosów w dyskusji
Transkrypcja filmu video
Teraz wszyscy mówią
o inflacji i deflacji. Ja też. Bo to ważne. A żeby wyrobić sobie zdanie, trzeba coś o inflacji wiedzieć. Mam tu zrzut ekranu
ze swojego terminala Bloomberg, z koszykiem dóbr,
podstawą wskaźnika CPI. Wpływa on na wszystko,
od oprocentowania skarbowych papierów wartościowych
zabezpieczających przed inflacją, poprzez wysokość i szybkość
wzrostu zasiłków, po umowy związkowe i emerytury. Ten koszyk dóbr mówi,
czym jest inflacja. Przeglądając go, możecie porównać własne wydatki z wydatkami typowego, zdaniem
rządu, gospodarstwa domowego. Rząd mówi, że typowe
gospodarstwo domowe wydaje 15,7% swojego
dochodu rozporządzalnego… czyli kwoty, którą zabieracie,
po odprowadzeniu podatków. Zatem 15,7% idzie
na żywność i napoje. Sensownie. Ciekawsze są podzielone wydatki.
Bardzo szczegółowo! Urząd Statystyki chce określić,
ile wydajecie na jajka, ryby, drób, pieczywo… I dobrze. Bo np. wszystkie ceny są stałe,
tylko cena jajek rośnie, ponieważ dieta Atkinsa
wróciła do łask. Wtedy mamy podstawy do określenia, dlaczego inflacja idzie w górę, albo nawet
czy jeszcze pójdzie w górę. To ciekawe. Główne kategorie to
żywność i napoje, mieszkanie… Wrócę do tego,
bo to bardzo ciekawa dziedzina. Mieszkanie stanowi dużą część CPI. Zajmuje dużo miejsca w krajobrazie
gospodarczym, zwłaszcza od 10 lat. Teraz – to istotny element przyczyniający się do kryzysu. Mieszkanie pochłania
43% dochodu rozporządzalnego. Odzież: 3%, Transport: 15%. To obejmuje pojazdy nowe, 4%,
używane auta osobowe i furgonetki. Ustalają,
jaki procent Amerykanów jeździ nowymi autami,
a jaki – starymi. Doliczają też paliwo. W rozmowach o inflacji i deflacji
często słyszę argument, że Chiny i Indie
będą się rozwijać dalej, więc ceny ropy naftowej,
paliwa, będą rosnąć. Wcześniej mówiło się o tym więcej,
ale teraz też pada ten argument. W kraju rozwiniętym paliwo silnikowe, chociaż kosztuje, to nie stanowi wielkiej części
waszych wydatków całkowitych. Zwłaszcza w porównaniu z mieszkaniem. Jedźmy dalej: opieka zdrowotna – 6%. Rekreacja… Rozbijają to, sprawdźcie. Urząd Statystyki Pracy
też opublikował koszyk, choć mnie było łatwiej
ściągnąć dane stąd. Edukacja: średnio 3%. Posyłając dzieci na studia,
wydacie więcej, ale tu jest średnia. I wreszcie inne dobra
i usługi: tytoń itp. Ciekawa lektura! Rozmawiając o tym,
co może napędzać inflację, trzeba ważyć te czynniki,
jak przy wskaźniku CPI, żeby określić,
jaki będzie ich rzeczywisty wpływ. A teraz – zauważcie, że najwięcej pieniędzy
idzie na mieszkanie. To sensowne.
Mieszkanie pochłania duży procent dochodu rozporządzalnego
wielu osób na Zachodzie. Jeśli mieszkacie
w kraju trzeciego świata i jest wam ciężko,
to gros wydatków pochłonie żywność. Może dom też,
jeśli go zbudowaliście. A w społeczeństwach rozwiniętych
mieszkanie pochłania lwią część. Omówię pewien często poruszany temat. Mish z Global Economic Analysis
prosił, żebym to wyjaśnił. Mieszkanie jedni wynajmują,
inni kupują. 6% wagi całego koszyka
stanowi czynsz, a 24-25%
- coś, co nazywają właścicielskim ekwiwalentem opłaty za wynajem
głównego miejsca zamieszkania. Tak próbują zmierzyć, ile wydają
na życie właściciele domów. Co ciekawe, wychwyciliście to pewnie: mówią „właścicielski
ekwiwalent czynszu”. To obecna metodologia. Nie pytają o raty
kredytu hipotecznego. Nie pytają,
ile kosztuje was kupno domu i jego amortyzacja
w jakimś sensownym okresie. Mówią, ile kosztowałoby
wynajęcie tego domu. Wahają się – czasami szukają
podobnych domów i dowiadują się o czynsz… Kiedyś w ankietach pytali ludzi,
ile kosztowałoby wynajęcie ich domu. Jeszcze mniej rzetelny wynik. Chodzi
o to, że nie uwzględniają hipoteki. To widać w ważeniu. Patrząc na te liczby, zdziwiłem się: „66% ludzi ma domy na własność, dlaczego ta liczba
nie stanowi 66% tej?”. Wynosi 80%. Ale dobrze:
bo w domu mieszka więcej osób. 66%… gospodarstw domowych ma domy, ale są one duże,
dla wielu mieszkańców. Można przeliczać na osoby,
na powierzchnię… Opłaty za domy powinny stanowić
wyższy procent. Ale ciekawa jest ta wartość.
Zwłaszcza gdy dodamy to i to – mieszkanie pochłania
30% dochodu rozporządzalnego. Tradycyjnie, dla banków jest to próg przyznania kredytu. Rata kredytu nie może przekraczać
1/3 dochodu rozporządzalnego. Ale wiemy, zwłaszcza po ostatniej
bańce na rynku nieruchomości, że mieszkanie
pochłania znacznie większą część dochodu rozporządzalnego. Zastanawiacie się,
dlaczego przyznali tylko 30%? Bo stosują właścicielski
ekwiwalent czynszu. Nie mówią o wysokości rat. Chociaż raty kredytu i cena domu
mogą być niebotyczne, nie odbija się to we wskaźniku CPI.
I tak jest od początku lat 80. To dane ze strony internetowej
Biura Statystyki Pracy. Napisali… To pustosłowie.
Skopiowałem to z ich strony: „Do początku lat 80. CPI metodą
wyceniania aktywów mierzył koszt mieszkania zamieszkanego
przez właścicieli”. To ma sens. Nie wiem, czy porównywali
aktualne ceny domów z tymi z poprzedniego roku,
i to uwzględniali w obliczeniach, czy określali wagi
na podstawie rat kredytów. Ogólnie – to dobry sposób. Albo raty kredytu, albo ceny domów. „Metoda wyceny aktywów
traktuje nabycie domu tak jak nabycie innych dóbr”. „Metoda wyceny aktywów może
prowadzić do niewłaściwych wyników”. To kluczowy fragment.
„Metoda wyceny aktywów może prowadzić do niewłaściwych wyników
dla dóbr nabywanych jako inwestycje”. Zgadzam się z tym.
Jeśli kupujemy, by zainwestować, jeśli kupuję złoto – to może
nie powinno to być ujęte w CPI, bo chodzi o inwestycje czy giełdę. Dalej jest już nielogicznie. Piszą: „…do niewłaściwych wyników
dla dóbr nabywanych jako inwestycje. Dlatego CPI wprowadza
pojęcie ekwiwalentu czynszu do pomiaru cen domów
zamieszkanych przez właścicieli”. Bez sensu!
„Zamieszkany przez właściciela” to nie „kupiony dla celów inwestycji”.
Argument jest dobry, gdy kupujecie dom pod wynajem
albo wakacyjny. W odniesieniu do domów zamieszkanych
przez właścicieli - to bez sensu. Z ich rozumowania wynika,
że nie ma powodu przechodzić na metodę ekwiwalentu czynszu. Mówię o tym dlatego, że na początku lat 80.,
chyba w 1983 r.… tu jest napisane: w styczniu 1983 r. Ponieważ zmienili metodę, inflacja,
którą widzieliśmy w cenach domów, zwłaszcza ostatnia bańka
na rynku nieruchomości, nie weszła do danych nt. inflacji. Jest zaniżona. To widać tu. Dwie sprawy: zaniżono inflację
i samo ważenie też. Mish zamieścił kilka postów. Pisze, że powinno się tu stosować
wskaźnik Case’a-Shillera, zamiast tego ekwiwalentu czynszu. Pójdę o krok dalej.
Nie tylko trzeba by stosować wskaźnik Case’a-Shillera,
ale też kalibrować ważenie. Powinno się pytać ludzi:
„Jaki procent dochodu rozporządzalnego idzie na kredyt hipoteczny i inne sprawy
związane z posiadaniem domu?”. Zwłaszcza w ciągu ostatnich 7 lat… jestem prawie pewien, że byłoby to więcej
niż 30% dochodu rozporządzalnego. Nie tylko zaniżono tę wartość,
czy jej wzrost, bo nie uwzględniono
wzrostu cen domów. Sama waga była zaniżona. Zorientujecie sie, jak bardzo…
jest wskaźnik Case’a Shillera. Możecie o nim poczytać. Według mnie, to najlepszy
wskaźnik wzrostu i spadku cen domów. Widać, że od 2001 do 2006, ceny domów rosły o 10-15% rocznie. Gdyby skorzystać z tego
zamiast z ekwiwalentu czynszu, to… nie mam wykresu czynszów,
ale nie rosły w takim tempie. Już raczej ludzie przenosili się
z mieszkań do domów. Czynsze były dość stabilne. Ale 10-15% - to wzrost rok po roku, tak jest na wykresie. 10-15%. Jeśli zważycie to jako 30% koszyka CPI, to podawana wartość inflacji była zaniżona o 3-5% rocznie. Moim zdaniem, w tym okresie
waga powinna wzrosnąć: więcej dochodu rozporządzalnego
szło na raty kredytu hipotecznego. Czyli zaniżono to jeszcze bardziej.
Waga powinna wynosić raczej 40%, i moglibyście powiedzieć:
„Zaniżacie ją o 4-6%”. A tutaj mamy
podawane wartości CPI. W tym okresie realna inflacja
powinna być tutaj. Gdy mamy deflację cen domów…
to jest zero. Najnowsze wartości wskaźnika
Case’a-Shillera mówią, że ceny domów zmalały o 20%. Teraz zaniżamy deflację. Chociaż CPI wynosi około zera, to przy uwzględnieniu
realnych cen domów, bez czynszów, liczba powinna mieć
znacznie niższą wartość ujemną. Mish zrobił wykres w swoim blogu. Polecam wam ten blog. Wpiszcie „M-I-S-H” w wyszukiwarkę. To z jego blogu, muszę zaznaczyć. Umieścił na wykresie wartości inflacji, które podawano.
To na niebiesko. A potem nałożył na to, jak sam go nazwał, indeks
CPI Case’a-Shillera, na czerwono. Tu, zwłaszcza w okresie boomu domów, widać wartości inflacji
podawane przez rząd. Szczyty są na poziomie 4-5%,
a to wcale nie jest tak mało. Dlatego federalni zaczęli
podwyższać stopy procentowe właśnie wtedy,
w najgorszym możliwym momencie. Spójrzmy na CS CPI,
czyli CPI Case’a-Shillera. Widać, że realna inflacja
osiągnęła szczyt… zobaczmy… Na poziomie 8%. Jeśli to była wartość rzeczywista,
której używali Federalni, było to skuteczne
narzędzie polityczne, bo w styczniu 2003 r.
inflacja podskoczyła. Wiedzieliby, że ich polityka
pieniężna tu była zbyt swobodna. Mogliby uniknąć efektu
jak w 2007 i 2008 r. Powiem więcej: nawet ta wartość
zaniża rzeczywiste wyniki. Tutaj, wziął wartości CPI i podstawiał kolejne lata
do tego samego ważenia, co obecne wartości CPI. Gdyby to zważyć na podstawie
części dochodu rozporządzalnego wydawanych na hipotekę, to raczej wyglądałoby to tak. Zobaczylibyście skok inflacji. Na poziomie 10-11%. Dużo się mówi
o potencjalnych przyczynach. Jeden argument głosi, że dużo rządowych,
a nawet korporacyjnych pasywów indeksuje się ze względu na inflację. Indeksuje się ze względu na inflację. Z drugiej strony,
sprzedaż domów powoduje, że majątek przenosi się
z jednego pokolenia na drugie. Zwłaszcza przy dużym wzroście cen. Gdyby robili to celowo,
a sądzę, że robią, to ceny domów mogą podskoczyć. A gdy ceny domów bardzo rosną, to bogactwo przenosi się z nowego pokolenia nabywców
na pokolenie emerytów. Pomaga to subsydiować emerytów. Jednocześnie,
wyłączając to z indeksu CPI, utrzymujemy rządowe i korporacyjne
aktywa na niskim poziomie. Teraz ubezpieczenia społeczne
są indeksowane pod względem CPI. Jeśli więc wartości CPI
nie rosną tutaj, nie musicie podwyższać zasiłków. Za to wciskacie ludziom kit:
„Po uwzględnieniu inflacji, radzicie sobie lepiej niż pokolenie
waszych rodziców. A przy okazji… teraz stać was na 1/3 domu”. Propagowano to.
Teraz wszystko się zmienia. Zapamiętajcie jedną informację. Indeks CPI to narzędzie
stworzone przez rząd. Opiera się na badaniu rynku, a ankiety zmieniają się przez lata. A to znacząco wpływa
na prawdziwe wartości. Rząd korzysta z tego,
by wmawiać ludziom różne rzeczy. Do następnego odcinka!